Joanna Rachańska, z domu Karwańska, to jedna z najwybitniejszych śpiewaczek regionu pogranicza polsko-ukraińskiego, urodziła się 11 lipca 1918 r. we wsi Szlatyn, w gminie Jarczów. Zmarła 18 listopada 2001 r. Miała 83 lata.
Przez rodzinę, sąsiadów i znajomych nazywana była „Jochanką”. Pochodziła z rodziny chłopskiej. Ukończyła siedem klas Szkoły Powszechnej. W 1936 roku wyszła za mąż za Władysława Rachańskiego i zamieszkała w pobliskim Łubczu. Miała pięcioro dzieci – córkę Ewę (ur.1938), syna Jana (ur. 1940), syna Wincentego (ur.1943), córkę Kazimierę (ur.1945). Piąte dziecko, chłopczyk, zmarł we wczesnym dzieciństwie. Rachańska miała jedenaścioro wnucząt. Wnukowie Joanny Rachańskiej Marek Rachański i Janusz Rachański wraz ze swoją babcią brali udział w Ogólnopolskich Festiwalach Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym w kategorii „Mistrz – uczeń”. Sąsiadka i synowa Joanny Rachańskiej, Stanisława Rachańska, wspominają, że Marek Rachański z babcią podczas jednego z Festiwali wykonywali piosenkę :
Śpiewa se Kasieńka nad wodą piosenki,
jak tam Jasio orał na polu zagonki 1
Rachańska całe życie pracowała we własnym gospodarstwie rolnym. Wsi Łubcze, położonej, podobnie jak Szlatyn, w gminie Jarczów, nie ominęły nieszczęścia wojenne. Również „Jochanka” musiała borykać się z problemami dnia codziennego – jej mąż został zmobilizowany do wojska, następnie dostał się do niewoli, a ona musiała sama pracować na gospodarstwie. Wsie Szlatyn i Łubcze zostały spalone podczas walk z UPA w 1944 roku. Pani Joanna musiała uciekać z dziećmi przez pola do pobliskiego Nedeżowa. Najmłodsze dziecka niosła w chustce.
Po zakończeniu wojny i powrocie Władysława Rachańskiego do domu, małżeństwo zostało zmuszone przez los do ciężkiej pracy, aby odbudować zniszczone gospodarstwo. Mieli zwierzęta i pole. Gospodarstwo Rachańskich składało się z około 11 hektarów pola, które obsiewali zbożem. Rachańska aktywnie udzielała się również w Kole Gospodyń Wiejskich w Łubczu. Kobiety organizowały przyjęcia, spotkania opłatkowe. Joanna Rachańska układała dla kobiet z Koła pieśni okolicznościowe – sama pisała teksty i wymyślała melodie.
Pani Rachańska, oprócz wielu cennych pieśni, pamiętała również dawne zwyczaje i tradycje, o których opowiadała w wywiadach. Wiele z jej pieśni i wspomnień, zostało zarejestrowanych przez pracowników i badaczy ISPAN. Zapisy nutowe i teksty pieśni Rachańskiej wydane zostały w publikacjach takich jak : „W polu lipejka”, autorstwa prof. Jana Adamowskiego Śpiewanejki moje, autorstwa prof. Jana Adamowskiego, Lubelskie. Polska pieśń i muzyka ludowa. Źródła i materiały red. Jerzy Bartmiński, cz. 1–5, Lublin 2011, 27 utworów na 6 płytach dołączonych do wydawnictwa. Pieśni wykonane przez Rachańską zostały wydane na płytach Wokół dziecka (Oj, kołysz, mi si kołysz, kolibejko lipowa), Lubelskie, (Przyjechaliżeśmy z Bożego domu, A ktoż moje kosy rosy rozpleci), Spod niebieskiej góry 2, (Czy jest czy ne ma pan hospodar doma, Za stodoło stoi jawor, A ty zazułejku dembriwku), Od narodzin do śmierci (Kumuniu, kumuniu co bedziem robili).
Wspominając Joannę Rachańską, synowa Stanisława Rachańska i sąsiadka Bogusława Kraczek opowiadają, że była ona kobietą niezwykle życzliwą, pomocną i pracowitą. Swoją pasję – śpiew – starała się przekazywać innym. Ona mnie chciała nauczyć jak do ślubu wybirała si panna młoda. I nigdy czasu nie było…[1] Pani Bogusława, sąsiadka Rachańskich, jako uzdolniona wokalnie młoda dziewczyna z sąsiedztwa, była wielokrotnie namawiana przez Joannę Rachańską do wykonywania dawnych pieśni. Rachańska przychodziła wieczorami do sąsiadów i śpiewała z Panią Bogusią: ….przychudziła wieczór do nas… ona często przychodziła do nas… i siadamy, no, siadamy… Ale chłop mój akurat oglądał telewizor, i mówi: już, już bedo zaczynać… i kałat, drzwi zamknął. Ona była dobra baba… Co ja jadłam, i ona ze mną jadła i mnie się lepiej jadło… No, Boguśka, śpiwamy. No co, to na Podolu. Ona jeszcze była taka rześka, taki głos miała rześki. Z początku ja myślę, na co mnie to potrzebne? Póżnij, ona mówi – oj, ty durna, ty zobaczysz, kiedyś Ci się przyda. A to trzeba było si wszystko uczyć.[2]
Na Podolu wicher wieji, śliczna Kasia rutki sieji.
Sieji, sieji ji sijąca, za chłopcami patrzająca.
Jado fury, za furami, śliczna Kasiu siadaj z nami.
Ni bedzisz u nas robiła, śrebło, złoto, bedzisz szyła.
Złoto szyji, śrybro toczy. Zapłakała Kasia oczy.
Zapłakała, zaszlochała, biało sukni zaszargała. [3]
Kolędowanie i taraton
Niewątpliwie najprzyjemniejszą stroną życia dla Joanny Rachańskiej był śpiew. W 1973 roku po raz pierwszy wystąpiła na FKiŚL w Kazimierzu – zdobyła II nagrodę. W sumie występowała w Kazimierzu kilkanaście razy, za każdym razem zdobywając nagrody i wyróżnienia. Największą nagrodę, czyli Złotą Basztę pani Joanna zdobyła w 1982 roku, zaś w 1995 – nagrodę specjalną. Bogaty repertuar pieśniowy przejęła z domu rodzinnego. Śpiewała po polsku i po chachłacku. Najstarsi ludzie, zamieszkujący do dziś wsie Łubcze i Szlatyn, pamiętają mowę chachłacką jako swoistą mieszankę języków polskiego i ukraińskiego. Nikt już dziś nie porozumiewa się w tej gwarze, jednakże z rozmów ze starszymi mieszkańcami należy wnioskować, że rozumieją oni słowa i zdania wypowiadane lub śpiewane po chachłacku. Joanna Rachańska, przed śpiewaniem pieśni w gwarze chachłackiej, informowała słuchaczy, że będzie śpiewać po rusku.
Pani Joanna specjalizowała się w śpiewaniu pieśni weselnych, kolęd, pastorałek, kolęd życzących, pieśni żniwnych, sierocych. Była nieocenioną informatorką, jeśli chodzi o dawne zwyczaje i obrzędy. Wypowiadała się w naturalnej, dobrze zachowanej gwarze. Tak mówiła o kolędowaniu: [t]o po kolędzi my chodzili, już po Trzech Królach. To zbirały si kóbiety, chódziliśmy, szczudrówki śpiwaliśmy. Tak jak si przyszło du miszkania, to si pytało – panie gospodarzu, pani gospodynio, czy nam pozwolicie dom rozweselić? Nu, jak to tam ktoś chciał, no to pozwolił. Jak był kawalir na przykład, w tym mieszkaniu, tośmy śpiwali dla tego chłopca, dla tego kawalira. Jak była panienka, to dla panienki śpiwało si. I to si tak obejszło całą wieś. Nadawali pierogów i wódki, Bóg wi co, i to takie byli obrzędy.[4]
Jedną z prezentowanych przez „Jochankę” szczodrówek dla dziewczyny była Prała Kasiunia szułkowy chusty w Dunaju.[5] Wykonawczyni w sposób naturalny, śpiewając pieśń, prezentowała w niej silne wpływy mowy ukraińskiej [np. szułkowy – jedwabny]. Inne szczodrówki opisywała słowami: To to tyż tak, jak si podśmiechiwali, gdzie była jaka stara panna, to jiszczy tak śpiwali:
Na ulicy, na ulicy psy wjadają.
Wyjdźże, wyjdźże stara mamo, coś sprzedają.
Sprzydała nam Szopicha córki swojij,
wyszła Górniaczycha – kupci mojij.
Ni kupimy, ni kupimy, bu leniwa!
Sztyry nocy garnki moczy, piąty zmywa.[6]
Określenia Szopicha, Górniaczycha pochodzą od nazwisk ludzi zamieszkujących wieś (Szopa, Górniak). Według informatorki, ośpiewywano tak gospodarstwa, gdzie mieszkały stare panny.
Kolejną szczodrówką dla dziewczyny była kolęda Wyjszedł Jasiejku pud uokienjko:
Wyjszedł Jasiejku, pud uokienejku, zapukał.
Oj wyjdźży, wyjdźży nadobna Kasiuniu, pójdziemy.
A poczekajży, ty mój Jasieńku, choć chwili.
Oj, niechże ja si w tej nowyj koszulki ubiery.[7]
W kolędzie tej, chłopak przychodzi do dziewczyny, puka w okienko i prosi, żeby dziewczyna wyszła z domu. W odpowiedziach dziewczyna informuje chłopca, że musi on poczekać aż ubierze ona koszulkę, sukienkę, buty. Liczba zwrotek była nieokreślona, według informatorki oj, to by tak śpiwał, i w buty, i w jakiś odzieni niech si odzieji, to tak dużo razy.[8]
Joanna Rachańska wykonywała także kolędy w języku chachłackim. Jako przykład posłuży kolęda Czy jest czy ne ma pan spodar w doma?:
Czy jest czy ne ma pan spodar w doma?
Ta daj Boże, pan spodar w doma.
Oj, ne ma, ne ma, w tiemnym lisojku!
Ta daj Boże, w tiemnym lisojku.
Driwa stinaji, gości spraszaji.
Ta daj Boże, gości spraszaji.
U nego w domu, pryszło te litojku.
Ta daj Boże, pryszło te litojku.
Czy jest czy ne ma batiuszka w doma?
Ta daj Boże, batiuszka w doma.
Oj ne ma, ne ma, do cerkojki piszoł.
Ta daj Boże, do cerkojki piszoł.
Bogu si mułyty i Boha prosyty.
Ta daj Boże, Boha prosyty.[9]
O czasie szczodrakowania i płynnego przejścia do nauki śpiewania zabaw wielkanocnych witających nadejście wiosny Rachańska opowiadała: [d]o Środy Popielcowyj, takie były te szczodraki. A już od Środy Popielcowyj, to jużyśmy si uczyli, takiego tego taratona, takie te zazułejki, to już był taki obrzęd wilkanocny, bo u nas była cerkiw we wsi, u nas było na pół Ukraińców. I my już tam jak przyszli święta, bo to czasem tak było, że byli razym święta, czasem nasze Przewody a jich Wilkanoc. To my już jiszli, jak już jich była Wilkanoc, to my już jiszli do cerkwi, na tyj płaszczywynci, to nazywali płaszczywnejci jak u nas rezurekcja. To my już jiszli na te płaszczywnejci, jużeśmy tam do nich do cerkwi jiszli, a potym to bawilimy si, to świncone jajko zjedli, to już wszystko to si ubirało i jiszło pud cerkiew, takieśmy si bawili.[10]
Zabawy wielkanocne witające nadejście wiosny i zarazem służące kojarzeniu młodych par, połączone ze śpiewaniem pieśni, praktykowane były na Lubelszczyźnie przez ludność wyznania prawosławnego i miały związek z ukraińskimi hajiwkami.[11] Joanna Rachańska, opowiadając o zabawach wielkanocnych i śpiewach z nimi związanymi, konsekwentnie używała słowa taraton. Zabawę opisywała w swojej relacji jako opasywanie cerkwi – czypiali my si za ręki, aby cerkwi naokoło opasać.[12] A to takeśmy si brali za ręki, jaka cerkwia duża była, ile nas było, i kawaliry, i dziwki, i chłopy, i kobiety, wszystkie! Wie Pan, abyśmy dali radę te cerkiew…[13]
Zwyczaj ten informatorka zapamiętała jeszcze z czasów przed wojną, a ostatni raz zetknęła się z nim w roku 1937. Repertuar wchodzący w skład taratona śpiewaczka wykonywała w mieszanym języku polsko-ukraińskim. Według Rachańskiej, w skład taratona wchodziły pieśni: A ty zazułejku dembriwku, Dziewki płaszczywynci, tyren budyt rwały, Tam na Łubczu na wygoniu, Ja pletu win, win, Stąpił na gałązkę, gałązka się zegnie, Jedzie, jedzie Zelman.[14]
Zabawa Zelman znana była również w innych miejscowościach w powiecie tomaszowskim. Inna wybitna śpiewaczka, Aniela Gmoch, urodzona w 1919 roku w Woli Wielkiej w gminie Narol, zamieszkała po ślubie w Bełżcu, opowiadała o zabawie Zelman, która wchodziła w skład wielkanocnych zabaw. Według tej informatorki zabawy wielkanocne połączone ze śpiewem i tańcem nosiły nazwę chachułek. Pieśni, wchodzące w skład chachułek według Anieli Gmoch, podobnie jak taraton, o którym opowiadała Rachańska, miały na celu kojarzenie par. Zarówno chachułki zapamiętane przez Anielę Gmoch, jak i taraton zapamiętany przez Joannę Rachańską odbywały się na terenie przycerkiewnym, a młodzież, która brała udział w zabawach, była pochodzenia ukraińskiego, jak również polskiego. Cerkiew w Szlatynie nie zachowała się do dzisiejszych czasów, została spalona.
Śpiewanie przy zmarłym
W rodzinnej wsi Joanny Rachańskiej, w Szlatynie, tak jak i we wsi, w której osiedliła się po ślubie, w Łubczu, praktykowany był zwyczaj czuwania modlitewnego przy zmarłym. Informatorka opowiadała o licznych pieśniach śpiewanych podczas czuwania. Czuwanie przy zmarłym trwało całą noc i połączone było z poczęstunkiem dla ludzi, którzy przyszli oddać ostatni hołd zmarłemu. Ciało człowieka wystawione było w domu rodzinnym, na modlitwy i śpiewy schodziła się rodzina, sąsiedzi i znajomi. Pierwszą pieśnią, którą wykonywano modląc się za duszę człowieka była:
Zastanów si, o człowiecze, na chwilkę małą.
zastanów si, a pójdziemy drogą krzyżową,
męki Pańskij ruzważać,
za grzechi łzy wyliewać,
także duszom wiernym zmarłym w czyścu pomagać.
Będziemy wszyscy społeczni Jezusa prosić.
Za duszy w czyścowych mękach pilno si modlić.
A gdy my tam dujdziemy, ji tam si dustaniemy,
tyj pomocy z pragliwościo czekać będziemy.[15]
Czuwanie przy zmarłym trwało około dwóch dni. Rachańska w wywiadzie z 1982 roku tak opisuje czas po śmierci swojego ojca : jakby dziś człowiek umarł, ubrali go, położyli go, to już si schodzili na wieczór ludzi, ładne pieśni rozmaite śpiwali, w nocy dawali jeść, piekli tam pierogi, coś jeszczy, tam gościli te ludzie. Ile lieżał ten człowiek? Moji tato leżeli dwa dni, i bez dwa dni ludzi było pełniuśkie mieszkanie. Ślicznoty, pieśni rozmajite śpiwali.[16]
Repertuar weselny
Joanna Rachańska pamiętała również liczne pieśni obrzędowe i przyśpiewki weselne. Jak sama opowiadała, mama i babcia uczyły ją wielu starych pieśni. Jako dwunastolatka przysłuchiwała się pieśniom śpiewanym po weselach w jej rodzinnej wsi, w Szlatynie. Na początku XX wieku, a także po II wojnie światowej, o zamążpójściu dzieci decydowali rodzice. Rachańska opisywała: [j]ak tylko si przyjeżdżał kawalir si pytać, to przyjichał z ojcami, no to tak, jak tam sy zaprosili z jej strony kogoś, to tak śpiwali….
Po co wy tu przyjichali, moji mili gości?
Jiśli wam si spodobała, ojca, matki prości.[17]
Joanna Rachańska opowiadała także, że w Szlatynie wesela często odbywały się w niedzielę (jeśli zezwolił na to ksiądz) lub w poniedziałek. W piątek lub w sobotę przed weselem panienki plotły wianki i śpiewały przy tym:
Oj, zakwitli fijułeczki, zakwitli,
oj, ładu, ładu, zakwitli.
Oj, a kamienny górejki, ukryli,
oj, ładu, ładu, ukryli.
Oj, a po nich Marysiunia chudziła
ji barwinyk na wionejko zrywała.
Oj, a za nio jij tatunio z cichejka.
Rwij barwinyk, rwij barwinek z lidziejka.[18]
Ważną częścią wesela było pieczenie korowaja. Korowajnicy, czyli ludzie zajmujący się przygotowaniem ciasta na korowaj, pieczeniem i przystrajaniem go, zbierali się najczęściej w sobotę. Joanna Rachańska pamiętała i śpiewała pieśni związane z obrzędem pieczenia korowaja : to znowuż przychodzili baby, przynosili pu miscy mąki, pu miscy syra, pu 10, tam po 15 jajik, i to już tak, nu, jak jaka tam była któraś kuma dobra, tego, to przyszła rano, zaprosiła jo tam, i już ten kurowaj rozczyniła. Ji rozczyniła, ji poszła du domu. A na wieczór dopiro spraszała ta matka tych bab, ile tam, 20, 15, ile tam jij pasowało, ji te baby przychodzili ji już wtedy stawiali te rozczyny na stoli z to dziżko, ji już wtedy która tam – „nu, to Wy, kumo, będziecie mięsić”. Bu to tam tak było wyszczególnione, które tam najlepij uważała. Nu, to ta kuma już zakasuje rękawy i zaczyna śpiewać:[19]
A, jidź, Kasiuniu, z rana du uogrodu.
A pu źródłowy wody.
Bydziemy reńki myli,
kurowaj beńdziem misili.[20]
W czasie, kiedy piekł się korowaj, korowajnicy piekli dla siebie z ciasta małe korowajki. Po wyciągnięciu korowaja na stół, korowajnicy ozdabiali ciasto. Już go wyciągnęli, postawili go na stoli, już tam co si pikł, to jedli, potym już jak si kurowaj upikł, ślicznie postawili na stoli, ubirali go, rozmaicie, bo to takie tam rosochy piekli.[21]
Rachańska w wywiadach opisała także jak kończył się obrzęd pieczenia korowaja i co po nim następowało. Gdy korowaj był już przystrojony, czyli „ubrany”, zebrani ludzie stawiali korowaj na środku, grali i śpiewali. Tylko to już jak wszystko to tak ładnie zrobili, wyskakali si, no i już zabirajo si do domu te kurowajnicy jiść, biero te kurowajki, i już tak śpiwajo, a starosta si już zostaje, i tak śpiewajo:[22]
Już kury pieju, już dzień bileji.
Już kury piejo, już dzień bileji.
Nasz starostejka koniki ładnuji.
Nasz starostejka koniki ładnuji.[23]
Po przyjeździe do panny młodej śpiewano kolejne pieśni weselne dotyczące błogosławieństwa panny młodej, jej pożegnania z domem rodzinnym, z ojcem i z matką. W drodze do kościoła śpiewano:
Du kóścioła jidziemy.
Du kóścioła jidziemy.
A dwa kwiaty wiziemy.[24]
Po powrocie z kościoła, witano parę młodą pieśnią Tuczyła si beczka z góry du dułeczka, z Jasia i Kasiuni to ładna pareczka.[25] Rachańska relacjonowała również, jak podczas oczepin zdejmowano pannie młodej welon z głowy i nakładano czepek. Śpiewano wówczas :
Oj, bidnaż moja główejka na świeci!
Oj, ładu, ładu, na świeci.
Oj, ładu, ładu, na świeci.
A kto moji żółty włosi ruzpleci?
Oj, ładu, ładu, ruzpleci.
Posadzili Kasiuniejki na dziży.
Oj, ładu, ładu, na dziży.
A kto ży si do Kasiuni przybliży?
Oj, ładu, ładu, przybliży.
Oj, przybliżży si mamuniejku z cichejka!
Roplić, rozplić żółty włosi z lidziejka![26]
W tym czasie do pani młodej podchodziła matka, rozplatała córce włosy i nakładała czepiec. Po nałożeniu czepca na głowę dziewczyny przychodziła kolej na pieśń „do chmiela”:
Oj, chmielu, chmielu, drobnego ziarka,
ni bedzi z ciebi piwo, gorzałka!
Żybyś ty chmielu, na tyczki nie lazł,
to byś ni robił z panienek niewiast!
Liźże chmielu, liź nieboży,
Niech Ci Pan Bóg dupomoży,
niech Ci dupomoży.[27]
W repertuarze weselnym Rachańskiej znajdywały się również przyśpiewki weselne – do gospodyni, gospodarza, do drużbów i drużek. Jak informowała sama wykonawczyni, na weselach wykonywano owe przyśpiewki w celu żartobliwego wyśmiewania się z drużbów, kucharki i gospodarza – to takie tam zbytki.[28]
Tekst: Aleksandra Wołoszyn-Banaś
Przypisy
[1] B. Kraczek (w rozmowie z Aleksandrą Wołoszyn-Banaś), wywiad 01.06.2023 r.
[2] B. Kraczek (w rozmowie z Aleksandrą Wołoszyn-Banaś), wywiad 01.06.2023 r.
[3] B. Kraczek, S. Rachańska (w rozmowie z Aleksandrą Wołoszyn-Banaś), wywiad 01.06.2023 r.
[4] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Zwyczaje szczodrakowe i kolędowanie, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[5] J. Bartmiński, Lubelskie. Pieśni i obrzędy doroczne, Lublin 2011, s. 239.
[6] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Na ulicy na ulicy psy wjadają wejdźże wyjdźże stara mamo cos sprzedają, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[7] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Wyszedł Jasiejko pud uokienejko zapukał oj wyjdźże wyjdźże nadobna Kasiuniu, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[8] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Wyszedł Jasiejko pud uokienejko zapukał oj wyjdźże wyjdźże nadobna Kasiuniu, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[9] J. Rachańska, Czy jest czy ne ma pan spodar w doma ta daje Boże pan spodar w doma, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[10] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Wywiad: czym są szczodraki, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[11] J. Bartmiński, Lubelskie. Pieśni i obrzędy doroczne, Lublin 2011, s. 429.
[12] J. Bartmiński, Lubelskie. Pieśni i obrzędy doroczne, Lublin 2011, s. 430.
[13] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Wywiad: o zabawach w poniedziałek wielkanocny, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[14] J. Bartmiński, Lubelskie. Pieśni i obrzędy doroczne, Lublin 2011, s. 431, 432, 433, 444, 445.
[15] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Zastanów się o człowiecze na chwilkę małą zastanów się a pójdziemy drogą krzyżową męki pańskie rozważać, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P.Dahlig 1982 r.
[16] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Wywiad: śpiewanie przy zmarłym, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[17] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Po cóż wy tu przyjichali moji mili goście, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[18] J. Rachańska, Oj zakwitli fijołeczki Oj Łado Łado, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[19] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Wywiad: o zwyczajach weselnych ciąg dalszy, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[20] J. Bartmiński, B. Maksymiuk-Pacek, A. Michalec, Lubelskie. Pieśni i obrzędy rodzinne, Lublin 2011, s. 297.
[21] J. Rachańska, A idź Kasiuniu z rana do ogrodu a po źródłowy wody, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[22] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), Wywiad: o korowaju, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[23] J. Rachańska, Już kury ieją już dzień bileje nasz starostejka koniki ładuje, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[24] J. Rachańska, Za stół Maryniu za stół a bo już przyszedł czas Twój, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[25] J. Bartmiński, B. Maksymiuk-Pacek, A. Michalec, Lubelskie. Pieśni i obrzędy rodzinne, Lublin 2011, s. 335.
[26] J. Rachańska, Oj bidnaż moja główejka na świeci Oj Łado Łado, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[27] J. Rachańska, Oj chmielu chmielu drobnego ziarka, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.
[28] J. Rachańska (w rozmowie z P. Dahligiem), A nasz drużba, nasz drużba a kurowaje riży, Zbiory Fonograficzne IS PAN, nagranie P. Dahlig 1982 r.