Twórcy ludowi - Józef Chojnacki (1935-2023)

Józef Chojnacki (1935-2023)

Poezja

Kontakt:

Gułtowy, woj. wielkopolskie

Józef Chojnacki urodził się w 22 grudnia 1935 roku w Śródce k. Środy (Wielkopolska), w rodzinie chłopskiej, ukończył technikum rolnicze, mieszkał w Ługowinach, a następnie w Gułtowach (gm. Kostrzyn, pow. poznański). Pracował od młodości, głównie jako mechanik maszyn rolniczych. W 1951 roku zatrudniono go w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Kostrzynie Wielkopolskim, a po latach w warsztatach remontowych przy Kombinacie PGR w Gułtowach. W 1956 roku ożenił się z Janiną Rozkowińską. Państwo Chojnaccy dochowali się trzech synów oraz kilkunastu wnuków i prawnuków.

Wielką pasją życiową Józefa Chojnackiego były książki. Sięgnął po nie jesienią 1949 roku, gdy w bibliotece szkolnej w Pławcach wypożyczył trzy tytuły: Mity greckie, rzecz o problemach chińskich rodzin oraz Przypadki Robinsona Cruzoe Daniela Defoe, które podziałały na jego psychikę jak „narkotyk”. Następnie, gdy już był starszy, zaczął kupować książki, chociaż nie było go na to stać w ubogich latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Na początku nabył Trylogię Henryka Sienkiewicza, potem dzieła Adolfa Dygasińskiego, Arkadego Fiedlera, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Bolesława Leśmiana, Adama Mickiewicza, Bolesława Prusa, Władysława S. Reymonta, Juliusza Słowackiego, Stefana Żeromskiego i innych. W sumie doszedł do ponad czterystu tomów. A byłoby ich więcej, ale książki pożyczane sąsiadom i „ludziom z miasta” przeważnie nie wracały.

W lekturach nie stronił także od autorów zagranicznych, z pisarzy rosyjskojęzycznych cenił Lwa Tołstoja, Fiodora Dostojewskiego i Michała Szołochowa (Cichy Don), z niemieckich Johanna Wolfganga Goethego (Cierpienia młodego Wertera), z francuskich Wiktora Hugo i Juliusza Verne’a, z amerykańskich Johna Steinbecka (Grona gniewu), Jacka Londona (Martin Eden, Zew krwi) oraz Ernesta Hemingwaya (Pożegnanie z bronią, Stary człowiek i morze). Prócz tego z bibliofilską pasją  pozyskiwał dawne czasopisma, posiadał m.in. druki XIX-wieczne. Niedawno w dowód sympatii przesłał mi ze swoich zbiorów kilka numerów „Opiekuna Domowego” z 1866 r.

Poezję uprawiał od szesnastego roku życia i – jak powiadał – jakaś tajemnicza moc ocaliła jego zeszyty z 1954 r., w których próbował literackie marzenia przemieniać w rzeczywistość. Zeszyty, w których zapisywał swoje wiersze, służyły mu na co dzień do obliczania wielkości pól, na których traktorzyści z jego brygady wykonywali prace rolnicze. Odnotowywał też w nich przepracowane godziny, zużyte paliwo i nazwiska usługobiorców. Później uważał, że powstające wówczas utwory niewiele miały wspólnego z poezją. Nie było w nich metafor, wieloznaczności, abstrakcyjnego myślenia. Były natomiast błędy gramatyczne i sporo nieporadności. Mimo to upór i samokształcenie doprowadziły do tego, że zadebiutował w 1975 r. na łamach „Zielonego Sztandaru” wierszem Śpiew mój.

W literaturze osiągnął wiele. Jest autorem liryków wspomnieniowo-autobiograficznych, traktujących o naturze, autotematycznych, egzystencjalnych, utworów dla dzieci, wierszowanych bajek zwierzęcych, opowiadań i dzienników. Od 1978 należał do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Aktywnie działał w Oddziale Wielkopolskim STL, gdzie pełnił funkcję prezesa.

Jego utwory zamieszczano w czasopismach, gazetach, antologiach, almanachach i edycjach pokonkursowych, w tym wydawanych przez STL. Ogłosił zbiory autorskie: Słowa słońcem wezbrane (Lublin 1988), Orząc w słowach (Lublin 1994), Powiedzcie mi dzieci (Lublin 1996), Białe kule dni (Lublin 1999), Siew jest nadzieją (Lublin 2005), Jeszcze obecny (Lublin 2009), Jeszcze wołają mnie pola (Lublin 2016), Zastałem piękny świat. Dzienniki 1991-2000 (Lublin 2018), Jesień życia gubi liście (Lublin 2020) oraz Wiersze mojej jesieni (Lublin 2022). Można powiedzieć, że przez te wydawnictwa związał się niemal na stałe z Lublinem. Książeczkę Powiedzcie mi dzieci opatrzył ilustracjami Wiktor Chrzanowski, pozostałe edycje wzbogaciły ilustracje żony Janiny. Moja współpraca z pisarzem rozpoczęła się w 1988 roku, gdy dokonałem wyboru i opracowania jego debiutanckiego tomiku, a ponadto opatrzyłem „rzecz” posłowiem. I odtąd na „polu” edytorskim nie rozstawałem się z Autorem do 2022 r. Wówczas na stronie przedtytułowej ostatniej naszej wspólnej edycji obdarzył mnie cenną i zarazem sumaryczną dedykacją: „Jakie to piękne, że spotkały się nasze drogi życia, że tak wiele mi Pan pomógł. Dziękuję!” (Gułtowy, dnia 24 czerwca 2022 r.).

Imponujące są dokonania Józefa Chojnackiego w prestiżowym Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Jana Pocka, w którym otrzymał 31 nagród i wyróżnień, w tym dwukrotnie I nagrodę w dziedzinie poezji (1980, 1999). Znaczące sukcesy osiągnął także w Konkursie Poetyckim im. Stanisława Buczyńskiego (Zamość), Konkursie Literackim Salonu Artystycznego w Pobiedziskach, konkursie „Zamojszczyzna” i „Szukamy talentów wsi” (Wąglany) Otrzymał odznaczenie „Zasłużony dla Województwa Poznańskiego”, a w 2000 r. uhonorowano go Nagrodą im. Oskara Kolberga. Z żoną Janiną, parającą się malarstwem, grafiką i haftem artystycznym, został bohaterem filmu TVP Poznań (2005).

Józef Chojnacki poezję swoją oceniał jako samorodną, wynikającą z indywidualnych uzdolnień i wytężonej pracy intelektualnej W lirykach autotematycznych dowodził, że jest ona wyjątkowo ważną dziedziną życia, czyni je bowiem wartościowym i stanowi poprzez słowo istotę człowieczeństwa. W dodatku staje się cząstką osobowości twórcy, determinuje jego egzystencję. Służy uwiecznianiu myśli, otwiera perspektywę na piękno. Powinna być także nośnikiem prawdy, przekazywać treści zgodne z powszechną moralnością.

W poezji Józefa Chojnackiego rysuje się dobitnie podmiotowa perspektywa wyrazu, skłonność do zwierzeń i refleksyjnych podsumowań życiowych. W ukształtowaniu utworów, po długotrwałym preferowaniu wiersza wolnego w postaci skupieniowej, zaznaczył się powrót do tradycyjnych form, poddanych rygorom numerycznym (wiersz sylabiczny) i układom rymowym. Przeświadczenie o Boskim rodowodzie słowa i związanej z tym jego ogromnej nośności znaczeniowej doprowadziło autora do powściągliwości w czerpaniu z zasobów leksykalnych i zespoliło się z. umiejętnością logicznego, zwięzłego, niemal skrótowego (niekiedy eliptycznego) wyrażania myśli. Znakiem rozpoznawczym tej liryki stała się poza tym dwudzielna budowa utworów. I tak, w części pierwszej wiersza widzimy z reguły określony obraz (zazwyczaj wizerunek natury), a lakoniczna część druga zawiera konkluzję (pointę), wynikającą z wcześniejszego przedstawienia. Nierzadko można zauważyć intelektualizację wywodu, pojawiają się oryginalne przenośnie i plastyczne porównania. Oryginalność metaforyki polega przede wszystkim na przenoszeniu znaczeń pomiędzy postrzeganymi sensualistycznie składnikami pejzażu i środowiska wiejskiego. W opisach przyrody nie brak impresyjności i malarskości.

W życiu i twórczości Józefa Chojnackiego zawsze występowała natura jako podstawowy pierwiastek wiejskiej egzystencji i źródło natchnienia. Autor od dzieciństwa żył z nią w symbiozie. Był zauroczony jej pięknem i witalizmem. Uważał, że wzbudza radość istnienia, a poprzez jesienne obumieranie i wiosenną regenerację współtworzy harmonię bytu. W swojej poezji nie zajmował w zasadzie postawy pragmatyczno-gospodarskiej wobec przyrody, skupiał się natomiast na więzi uczuciowej ze środowiskiem biologicznym. Na domiar, poprzez zmysły potrafił oddać najsubtelniejsze swoistości natury. Z pór roku wyróżniał wiosnę, nasycając jej obrazy plastycznymi antropomorfizacjami. Ale z upływem czasu coraz więcej pojawiało się przedstawień emanującej melancholią jesieni. Prócz tego w niektórych wierszach można dostrzec silne akcenty proekologiczne. Troska o naturę przeradzała się wręcz w żarliwy protest literacki przeciwko niszczeniu świata roślin i zwierząt wskutek wzrastającego rozwoju cywilizacyjnego i przyjęcia prymatu użyteczności.

W liryce Józefa Chojnackiego wyraźnie zarysował się również nurt wspomnieniowo-autobiograficzny. Poeta nieustannie „pielęgnował” przeszłość. Był przekonany, iż wspomnienia są jakością samoistną. Ukazywał dziecięcą i młodzieńczą traumę, związaną z okupacją niemiecką, ówczesną biedą i głodem. Ale przywoływał też „przyjemne zdarzenia”, gdy wskrzeszał znane sobie pejzaże. Sięgał do czasu poznawania najbliższej rzeczywistości, kiedy pola, wiejskie drogi, łąki i dzikie drzewa jawiły się jego oczom jako najcudowniejsze na świecie.

Prywatność i skłonność do zwierzeń są także widoczne w lirycznych podsumowaniach życiowych. Poeta często dochodził do wniosku, że jego egzystencję zdeterminował trud fizyczny. Ciągle utożsamiał się z wielkopolską krainą. Cenił naukę i wiedzę, dzięki którym ukształtował swoją osobowość. Upamiętniał rodziców, szczególnie opiekuńczą matkę. Za fundamentalną wartość uznawał miłość i jedność rodzinną. Własny dom stanowił dla niego scalający punkt odniesienia w niestabilnej rzeczywistości. W wypowiedziach osobistych ujawnia się poza tym credo życiowe autora, zasadzające się głównie na respektowaniu niezależności, nonkonformizmie, tolerancji, nadrzędności rozumu w poznawaniu świata oraz sceptycyzmie w ocenianiu  ludzi i zdarzeń.

W wierszach egzystencjalnych poeta mówił m.in. o sprawach ostatecznych. Zastanawiał się nad relacjami pomiędzy instynktem życia a warunkującą ludzką kondycję śmiercią. Podziwiał zmagania człowieka z doczesną skończonością i zarazem uznawał wolę Stwórcy w decydowaniu o jego losie. Sam wyrażał smutek z powodu opanowującej go starości i spodziewanego odejścia w „zaświaty”.  W wymiarze uniwersalnym przemijanie rozpatrywał na tle zjawisk przyrody, zwłaszcza znamiennych dla jego pisarstwa przedstawień jesieni.

Liryków religijnych jest u Chojnackiego stosunkowo mało. Religijność ujawniała się na ogół dyskretnie i pośrednio, również w przekazach o odmiennej tematyce. Najdobitniej twórca formułował przeświadczenie o sprawowaniu przez Boga patronatu nad światem. Leksyki liturgicznej używał do uświęcania natury. Jedynie sporadycznie występują w jego dorobku teksty maryjne i hymniczne.

Już w dojrzałym okresie pisarstwa zaczęły powstawać wierszowane bajki zwierzęce, według Chojnackiego tzw. zoostrofy. Utwory te mieszczą się w kręgu literatury moralistycznej, ale wtórnie wolno je rozpatrywać w konwencji twórczości dla odbiorcy dziecięcego. W wymiarze pierwszym, na osnowie losów bohaterów zwierzęcych, autor ukazywał ludzkie wady, budował uogólnienia etyczne i formułował „prawa” egzystencji. Doszedł do pesymistycznego wniosku, że najważniejsze okazuje się zmaganie dobra ze złem oraz dążenie silniejszych do wyzyskiwania słabszych, co lokuje jego myśl w tradycji naturalistycznej, zakładającej bezwzględną walkę o byt. W wymiarze drugim można skupiać się natomiast na warstwie anegdotycznej i wyobrażeniowej.

Swoje opowiadania, pochodzące także z późniejszej fazy pisarstwa, Józef Chojnacki nazywał „epizodami” lub „opowieściami rodzinnymi”. Są to tzw. przekazy z „życia wzięte”, na wskroś realistyczne. Zdaniem autora każda opowieść to „otwarta furta”, prezentująca „fragment dawnej rzeczywistości”. Narrator jest jawny, w gruncie rzeczy równoznaczny z pisarzem. Dominuje zatem żywioł autobiograficzny, a pamięć narratora sięga głównie dzieciństwa. Otrzymujemy m.in. informacje dotyczące twórcy i jego bliskich, upamiętnieni zostają rodzice i uzdolniony artystycznie brat. Okupację niemiecką poznajemy w optyce włączonej do III Rzeszy Wielkopolski, z cywilno-domowej perspektywy, oczami dziecka. Narrator skupia się na codziennych, elementarnych potrzebach bytowych. Samej wojny praktycznie nie widzimy, zauważamy tylko jej refleksy bądź skutki, jak uwięzienie ojca Chojnackiego przez Niemców. Lata PRL-u przybliżono w formie „migawek” fabularnych, ilustrujących funkcjonowanie pegeerów, przeniknięte zachowaniami i obyczajami „pielęgnowanymi” od czasów obszarniczych. Ponadto „epizody” przedstawiają przyjacielskie więzi autora ze światem zwierząt, uznawanych w jego kręgu za pełnoprawnych domowników.

Na początku 1977 r. „Tygodnik Kulturalny” powiadomił czytelników o konkursie pamiętnikarskim Jeden miesiąc mojego życia. Wiadomość ta stała się dla Józefa Chojnackiego wyzwaniem. Postanowił, że ukaże wydarzenia z lutego owego roku. Otrzymał II nagrodę, a fragmenty pracy ogłoszono w „Tygodniku Kulturalnym” (1978, nr 10). Autor bardzo to przeżył, nie mógł uwierzyć, że on – „człowiek dołów, robotnik pegeerów” – został tak wyróżniony. Przeraził się, że „wyskoczył przed szereg”. Pamiętał bowiem słowa jednego z notabli pegeerowskich, że robotnik myślący jest niebezpieczny. Dlatego, obawiając się rozgłosu, wzbudzenia zazdrości i rozdrażnienia środowiska, wykupił z miejscowego kiosku wszystkie numery „Tygodnika Kulturalnego”.

Z pamiętnikarstwem jednak się zmagał, co – jak przyznał – szło mu opornie, gdyż większe predyspozycje miał do poezji. Porzucił więc na jakiś czas memuarystykę i dopiero w 1985 r. zmierzył się ponownie z dziennikiem, któremu tym razem nadał kształt monologu i ze swoich problemów zwierzał się wirtualnemu odbiorcy. Niebawem takie podejście uznał wszakże za mało interesujące. Ważniejsze wydarzenia przepisał w postaci tradycyjnego dziennika, a oryginały zniszczył. Następnie stosował już tylko tę utrwaloną gatunkowo formę zapisów.

Długo uważał, że dzienniki mogą ujrzeć światło dzienne dopiero po śmierci autora, ponieważ nigdy nie wiadomo, czy piszący kogoś nie uraził bądź nie przedstawił z gorszej strony. Mimo to, wzbudzając w sobie „oględność” i odchodząc od tematów „drażliwych”, pewne ich fragmenty opublikował w 2009, a większy zespół w 2018 r. Gatunkowo przekaz ten spełnia się niemal ściśle w formule dziennika, zakładającego odnotowywanie zdarzeń i myśli z dnia na dzień  W tradycji ludowego pamiętnikarstwa lokuje się zatem najbliżej trzytomowego dzieła Twardą chłopską ręką. Kronika mego życia Władysława Kuchty (1911–1993), obejmującego lata 1928–1992. Pokrewne są natomiast pamiętnikarskie dokonania wybitnych pisarzy ludowych: Stanisława Buczyńskiego (1912–1982), Zygmunta Bukowskiego (1936–2008), Ferdynanda Kurasia (1871–1929), Franciszka Magrysia (1846–1934) i Jana Słomki (1842–1932).

Podjęty zamysł twórca realizował praktycznie do końca życia, budując barwny portret swego życia, rodziny oraz środowiska społecznego i literackiego. Skupiał się zazwyczaj na wypadkach, w których sam uczestniczył lub które bacznie obserwował. Dokumentował też przemiany polityczne zachodzące we współczesnej Polsce i na świecie. Bieżącą narrację (aktualną kronikę) pogłębiał retrospekcjami. Wyraziście komentował zdarzenia, ciekawie rysują się partie refleksyjne, zwłaszcza autotematyczne. Zaznacza się skłonność do ujęć impresyjnych i poetyckich. Pod zewnętrzną powściągliwością pulsują emocje, odsłaniając bogatą sferę doznań psychicznych pisarza oraz jego ogromną wrażliwość społeczną i estetyczną.

Ostatni zbiór Wiersze mojej jesieni mieści się w wieloletnim planie przeprowadzania podsumowań życiowych z punktu widzenia człowieka doświadczonego i coraz bardziej sędziwego. Przypominającego także poprzez literaturę o swoim istnieniu oraz podejmującego z indywidualnej i uniwersalnej perspektywy refleksje nad przemijaniem. „Cykl” ten został zapoczątkowany w 2009 r. tomem Jeszcze obecny, a kolejnym jego wyrazem stały się edycje Jeszcze wołają mnie pola i Jesień życia gubi liście.

Poeta zmarł 26 lipca 2023 roku.

Opr. Donat Niewiadomski

WIERSZE JÓZEFA CHOJNACKIEGO

Z melodią pól

Mnie nikt wierszy pisać nie uczył.
Sam zgłębiałem to,
co dla mnie było piękne.
Brałem pióro jak chłop kosę,
bo wiedziałem, że jak on trudu się nie zlęknę.

Niby czemu miałbym trudu się bać,
skoro czysta karta na mnie oczekuje.
Śpiewa kosa, kiedy mierzy się z łanem
i we mnie ten sam śpiew
ścieżki myśli prostuje.

I tak idziemy przez życie,
ja z melodią pól, a piękne słowa z nami.
Dlatego moje poletko życia
niezmiennie porasta jesiennymi wierszami.

Listopad 2020 roku
Wiersze mojej jesieni, Lublin 2022, s. 19.

Zachwycam się urodą wieczoru

Niebawem rozkwieci się wiosna,
skowronki dawno po podroży.
Czasem w polu zakwilą,
gdy niebo mniej się chmurzy.

Z drzew parkowych ptaki
ślą muzykę, która upaja.
Znane nam coroczne nuty
przybliżają urodę maja.

Fale stawu biją o brzeg,
księżyc kąpie się z gwiazdami.
Zachwycam się urodą wieczoru
i dla potomnych obejmuję to słowami.

Już wiem, że tego nie zapomnę
i ani trochę się nie boję,
bo pismo myśl przeniesie
poza życie moje.

Luty 2021 roku
Wiersze mojej jesieni, Lublin 2022, s. 28.

Ptaków jesienna pieśń

Coraz rzadziej wychodzę w pole.
Nogi nie chcą mnie nieść.
Smucę się, bo w polu rozlega się
ptaków jesienna pieśń.

Krzyczą wielkim głosem żurawie.
Chyba bardzo pola nasze pokochały.
Nie dziwię się, bo ja też te zagony
polubiłem od chwili, kiedy byłem mały.

Tak do dziś zostało.
Gdy przyjdzie je opuścić,
odejdę z zapisanym w sercu
bezmiarem miłości.
A świadomość tego rodzi we mnie
bezmiar czysto ludzkiej boleści.

Październik 2021 roku
Wiersze mojej jesieni, Lublin 2022, s. 49.

Przepraszam za starość

Przepraszam za starość.
Przepraszam, że nie spełniam
wszystkich oczekiwań.
Przepraszam za wszystkie drobiazgi,
które nas dzielą
i że nie taki jak dawniej bywam.

Za różnicę w poglądach, niedostatek wartości,
proszę o wyrozumiałość.
Jeśli jej nie znajdę u Was,
nikt inny mnie nie rozgrzeszy.

To prawda, że nie spełnię
wszystkich oczekiwań.
Mój zegar życia
ani trochę się nie spóźnia.
Stoję na krawędzi,
trzymam się życia ostatkiem sił.
Niebawem wyzwoli się ono z uwięzi.

Lipiec 2021 roku

Wiersze mojej jesieni, Lublin 2022, s. 68.

Galeria prac